Szczęśliwe życie w nowym domu zmącone przez poważną chorobę.
Minął już miesiąc odkąd siostry Bianka i Betty opuściły budy na terenie składu budowlanego i zamieszkały u pani Hani, która tym samym o dwie „sztuki” powiększyła swój i tak liczny zwierzyniec. Dziewczyny szybko odnalazły się w nowej rzeczywistości. Nawet początkowa różnica zdań między nimi a kotami stopniowo zaczęła się zacierać. Bianka i Betty błyskawicznie rozsmakowały się także w urokach życia w rodzinie ludzkiej. Wreszcie mogą spać, jak na labradora przystało w łóżku ze swoim człowiekiem, żebradożyć w kuchni, nadstawiać głowę do miziania, spacerować, pływać w jeziorze, itd., itd.
Niestety żadna sielanka nie trwa długo i wkrótce okazało się, że podwórkowa przeszłość obu suń nie dała o sobie zapomnieć. Pani Hania wkrótce po zabraniu Bianki i Betty postanowiła sprawdzić ich stan zdrowia, tym bardziej, że obie młodzieńcze lata już dawno mają za sobą. W dodatku pani Hani nie przekonały zapewnienia właściciela, od którego odebrała psy, że na nic do tej pory nie chorowały. Niestety, jej podejrzenia były słuszne… Wstępne badania wykazały bowiem, że obie labradorki cierpią na włosogłówkę, co z kolei wywołało niedokrwistość.
To były jednak pierwsze z wykonanych w nowym domu badań i jakkolwiek już wtedy brzmiało to groźnie, najgorsze miało wyjść na jaw wkrótce. Stan zdrowia starszej suni – Bianki pogarszał się aż w końcu trafiła do kliniki z powodu takiego nasilenia zapalenia, że psina miała wysięk w osierdziu i trzeba było wykonać jego nakłucie. Diagnoza brzmiała: Bianka i niestety również Betty cierpią na filariozę (teoretycznie łagodniejszą postać Dirofilarii repens), czyli chorobę pasożytniczą wywołaną przez nicienie żyjące w tkankach człowieka, a przenoszone przez owady żywiące się krwią, głównie KOMARY. Bianka chorowała znacznie dłużej, dlatego jej obecny stan zdrowia jest gorszy niż siostry.
Sunie znajdują się pod opieką lecznicy, a pani Hania nie ustaje w poszukiwaniu weterynarza specjalizującego się w leczeniu tej paskudnej choroby. Niestety w Polsce leczenie Dirofilarii jest trudne ze względu na brak zarejestrowanego leku przeznaczonego do zwalczania tej choroby. Można go ściągnąć, m.in. z Francji czy z Włoch, jednak nie jest to ani łatwe, ani tanie. Więcej – koszt jest ogromny. Weterynarze działają „półśrodkami” i odnoszą nawet sukcesy, ale wiadomo … nigdy nie dostaniemy gwarancji pełnego wyleczenia pupila. Przerażające jest również to, że wiele przypadków nie zostało zdiagnozowanych, ponieważ jest to bardzo trudne do zrobienia (aby nagrać filmik z mikrofilariami jeden z zaprzyjaźnionych weterynarzy spędził 6 godzin przed mikroskopem!!). Poza tym zarówno właściciele czworonogów, jak i sami lekarze nie zdają sobie sprawy z faktu, iż choroba ta rozpanoszyła się w naszym kraju, szczególnie na terenie WOJEWÓDZTWA MAZOWIECKIEGO (głównie okolice Warszawy i Radomia).
Zapewne większość z nas zadaje sobie w tym momencie pytanie, czy można cokolwiek zrobić, by zapobiec dirofilarii. Jest to niezwykle ważne, bo jeśli pies na nią zachoruje, a my niczego nieświadomi szczepimy go, może dojść do powikłań, a nawet, szczególnie gdy choroba jest już w zaawansowanym stanie, do śmierci.
Czy zatem można uchronić psa przed zarażeniem? Tak. Najlepszym sposobem jest stosowanie preparatów odstraszających komary, jak choćby Advantix oraz zabijających postaci larwalne pasożyta, a zawierających moskydektynę lub oksym milbemycyny. Poza tym, warto oglądać swojego pupila, zwłaszcza w sezonie wiosenno-letnim, gdy komarów jest najwięcej. Tak jak sprawdzamy ciało psa szukając ewentualnych kleszczy, obserwujmy też czy nie pojawiły się jakieś zgrubienia bądź inne niepokojące zmiany dermatologiczne. Poza tym warto poprosić lekarza weterynarii o przeprowadzenie badania w celu wykrycia mikrofilarii.
Na koniec trzeba zaznaczyć, że również człowiek może zarazić się Dirofilarią wskutek ukąszenia przez komara. Pasożyt u ludzi rozwija się co prawda trudniej niż u psów, niemniej jednak ryzyko zachorowania istnieje. Dlatego stosujmy odpowiednie preparaty odstraszające komary (nie zapominając oczywiście o tych na kleszcze) u siebie i u naszych czworonożnych przyjaciół.
Oprac. R. Kamińska
Dirofilaria repens na filmie:
źródło: Przychodnia Weterynaryjna Jarosław Falkowski
Dirofilaria w opisywana była u nas tu:
Kleszcz to przy nim pikuś
i w serii wpisów przy okazji leczenia naszego podopiecznego Boryska:
Pozdrowienia od Borysa – labradora, który dostał nowe życie (+Film)
Poprzednie wpisy:
Bianka i Betty – ze składu budowlanego wprost do łóżeczka
Bianka i Betty, dwie piękne samotne labradorki, mają tylko siebie… mieszkają na terenie składu budowlanego
Bianka i Betty, dwie piękne labradorki szukają domu
Bardzo mi przykro ?
Czy macie informacje , ile ten lek kosztuje we Włoszech i pod jaka nazwa występuje .
Dziękuje za odpowiedz
Dzien dobry – ja jestem właścicielka B&B 🙂 czyli Hania – mysle ze to info o leku( cudownym ) stosowanym we Francji i we Włoszech, nie jest juz aktualne. Ten lek o którym była mowa, to melarsomina. Ale daje bardzo duże objawy uboczne i w tych krajach przewaznie juz sie go nie stosuje, ze względu na to, ze skutki uboczne leczenia były bardzo obciążające. Mimo to, literatura medyczna podaje, ze uzywa sie go do leczenia. Schematów leczenia jest kilka, zależą od stopnia inwazji pasożyta i stanu zdrowia zwierzęcia. Stosuje sie oxym mibelbmicyny( w połączeniu z antybiotykiem), albo Advocat w połączeniu z antybiotykiem. Pozdrawiamy serdecznie 🙂