Ryjek – imię zmyłkowe, bo nie chodzi o różowego prosiaczka z zakręconym ogonkiem. To przepiękny labrador, którego życie nie oszczędzało… Przeczytajcie… Kilka miesięcy temu zwyczajny kloszard – wychudzony, wygłodniały, bowiem zapleśniałe resztki jedzenia wydzielane w szczątkowych porcyjkach raz na kilka dni stanowiły podstawę Jego „diety”, z łapami wylizanymi do żywego mięsa, jako że stres nie sprzyja porostowi sierści.
Dziś przystojny blondyn, cieleśnie w bardzo zaawansowanym kwiecie wieku (około 11 lat), dusza zaś młoda, najwyżej 2 – letnia. Spojrzenie o barwie drogocennego bursztynu mówi nam wyraźnie, że to pies, który doskonale rozumie czym jest miłość, ale w swoim życiu zbyt wiele jej nie zaznał. Pełna wody i jedzenia psia miska jawi Mu się niczym zbawienna oaza na przesyconej upałem pustyni, głaszcząca ludzka ręka to lęk, iż jest to jedynie fatamorgana, ułuda lub też dziwny sen. Różowy jęzor soczyście oblizuje każdego „dwunożnego”, brązowy nos czule i pieszczotliwie odczytuje emocje z ludzkiej twarzy, zaś biszkoptowy ogon tańczy radosne mambo, kiedy tylko ktoś poświęci Ryjkowi choćby drobinę uwagi.
Gdyby Ryjek mógł przemówić ludzkim głosem, powiedziałby nam, że wyziębiona buda, ciasny kojec i brak Swojego Ludzia stanowi dla labradora cios w samo serce. Labowe serducho bowiem jest z samej swojej natury perfekcyjnie przystosowane do kochania Człowieka (ale takiego przez duże C!), dużego i małego. Labowy subtelny karczek z miłością poddaje się szeleczkom, zakładanym przez ukochanego Pana w momencie zaproszenia na spacer. Labowe kłapciaste uszka na każde słowo Właściciela poruszają się z zainteresowaniem, zaś labowa paszcza z dyndającym w środku ozorem, w każdej chwili oczekuje na „zrzut żywnościowy”. Labrador to człowiek na czterech łapach, który na polecenie Pana wykona „siad”, „leżeć”, „podaj łapę” i „pocałuj”, a potem nam jeszcze podziękuje za to, iż mógł to dla nas zrobić. Pozwólmy Ryjkowi spędzić jesień Jego życia w cieple rodzinnego domu.
Podzielmy się z Nim naszą wycacaną kanapą, wypieszczonym dywanem w salonie i wygniecionym łóżkiem w sypialni. Podzielmy się naszym śniadaniem i obiadem, kolację oddajmy Mu całą (bo przecież dla ludzi niezdrowo jest obżerać się na wieczór!!!). Zapoznajmy Go z naszym domowym dwu – i czworonożnym stadem, dając Mu w nim kochające serce, własne miejsce i zawsze pełną miskę. W zamian otrzymamy ok. 35 kg sapiąco – ziejącej biszkoptowej miłości, która każdy nasz powrót do domu uczci obłędnym tangiem ciężkozbrojnego hoplity. Adoptujmy!!!