Marley na dworcu kolejowym.
List od Marleya:
Hejka ,
Wybaczcie, że dopiero teraz, ale w moim psim życiu ostatnio wiele się wydarzyło… 30 czerwca zabrano mnie na dworzec kolejowy. Widziałem pociągi… Widzieliście kiedyś pociąg? – jest taki duży, głośny i trochę straszny. Czekaliśmy… zastanawiałem się na kogo, kto przyjedzie? jaki będzie? co będzie się działo? W końcu pojawiła się ona – moja mama! Mokra od deszczu, bo bardzo padało i zmęczona podróżą, bo jechała po mnie wiele godzin. Podeszła do mnie i się przywitała, w jej oczach widziałem iskierki radości na mój widok. Po chwili byliśmy już w pociągu. Powiem wam, że było w nim bardzo fajnie, miło, ciepło i wcale nie było strasznie. Mama mówiła mi, że mnie kocha i że od pierwszej chwili pokochała i wiedziała, że to ja i że nic nie było dla niej przeszkodą, a już na pewno nie te kilkaset kilometrów.W pociągu byłem bardzo grzeczny, nawet Pan konduktor się zachwycał. Zaglądali do nas ludzie z innych przedziałów, by się ze mną przywitać. Tak ze mną!, a ja z nową zabawką przytulałem się do nich głośno pomrukując z radości. 5 godzin podróży pociągiem minęło szybko, mama mówiła, że jest ze mnie dumna, bo byłem bardzo grzeczny. Jestem bohaterem!
Gdy wysiedliśmy z pociągu byłem rozradowany w tłumie ludzi, ojeju ile tam było ludzi! Nie mogłem się jednak z nimi pobawić, bo czekał już na nas kolejny pociąg- trochę inny niż ten pierwszy, ale tez fajny. Usiadłem więc sobie na środku i obserwowałem wszystko spokojnie czekając na naszą stację. Gdy już na niej byliśmy nadszedł czas na spacerek i jedzonko. Wreszcie, bo byłem już troszkę głodny. Mama dawała mi w pociągu smaczki, ale przecież taki duży chłopak jak ja musi sobie pojeść.
No i nadszedł czas na ostatni etap podróży, tak, tak, jeszcze jeden – jechaliśmy przecież na drugi koniec Polski. Tym razem auto. Tu też było fajowo, cała kanapa moja. Mama założyła mi specjalny pas bezpieczeństwa i siedziałem sobie i oglądałem wszystko dookoła.
Koło północy byliśmy wreszcie w nowym domu. Wchodzimy do niego, patrzę a tam on- mój nowy brat. Jest mały, rudy i też ma ogon. Mama mówi, że to kotek, ale co tam- brat to brat. Zmęczeni ponad 14- godzinna podróżą poszliśmy spać.
Gdy rano obudziliśmy się był 1 lipca Światowy Dzień Psa i początek mojego nowego życia.
Przesyłam wam kilka zdjęć z podróży. Obiecuje odezwać się jeszcze.
BuziakiMarley
Jesteśmy pełni podziwu dla Pani Kasi, że zdecydowała się na taką długą i ciężką podróż. Jak się pragnie labradora to i można jechać bardzo daleko i do tego pociągiem 🙂
Poprzednie wpisy:
Marley, półtoraroczny labrador do adopcji cz. 2 – nieaktualne
Marley, półtoraroczny labrador do adopcji
Labrador Marley, kto chce przeżyć film w realu zapraszamy do adopcji
Wlasnie – dla przyjaciela kazda odleglosc jest do pokonania. My w jedna strone ponad 1000 km. Ale warto bylo. Milosc od pierwszego wejrzenia , i to z obu stron.
O tak… Miłości na kilometry przeliczać się nie da 🙂 Kasiu i Marleyu – jestem z Was taka dumna 🙂 Życzę Wam sam pięknych chwil RAZEM.
To wzruszające i piękne ! 🙂 A więc można pięknie …
kochać i żyć ! 🙂
Wzruszające i pełne podziwu. Życzę wspaniałego życia dla Waszego domu
Co tam kilometry…My coś o tym wiemy. Z Anglii do Polski z Podkarpacia na Mazowsze po to aby zakochać się od pierwszego wejrzenia. Prawdziwa miłość nie zna odległości… Pozdrawiam z Grandem adoptusiem