Emi trafiła do nas zaledwie parę miesięcy temu, a dokładnie 22 grudnia 2014 roku o godz.23. Jechałam po nią pełna obaw, w głowie kłębiły mi się myśli – a co będzie jak się nie dogada z rezydentkami, jak nie będzie chciała jeść albo ja sobie nie poradzę z opieką.
Ależ ja byłam głupia.
Gdy ją zobaczyłam, oniemiałam z wrażenia, serce mało mi nie wyskoczyło z piersi – piękna smukła sylwetka, mordka przyprószona siwizną, ogon który wywijał ósemeczki i niesamowita radość (cieszyła się całą sobą). Tylko te powyciągane cycuchy, które świadczą o tym, co musiała przeżyć wcześniej (wiele porodów i opieka nad szczeniakami). Chciałam ją już tylko przytulić i powiedzieć: teraz już będzie dobrze.
Muszę Wam powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia.
Sunia jest przekochanym, futrzanym członkiem naszej rodziny, bardzo przywiązanym do ludzi i przyjaźnie nastawionym do wszystkich, zarówno ludzi jak i innych zwierzaków. Gdy wracamy z pracy, nie odstępuje nas na krok, pierwsza się przytula, ją pierwszą trzeba wygłaskać. Ogon chodzi jej praktycznie cały czas, a już szczególnie podczas spacerów w lesie, gdzie wreszcie można się wyszaleć, i to w doborowym towarzystwie! Widać, że Emi musiało brakować wielu małych i dużych przyjemności w życiu, więc teraz nadrabia, ile się da. I tak, tam, gdzie jest chociaż odrobina wody trzeba koniecznie się potaplać, nawet w rowie melioracyjnym na łące (z którego wychodzi brudna i niezbyt pięknie pachnąca, ale za to jaka szczęśliwa!). Tam, gdzie jest trochę więcej trawki trzeba się popaść i poudawać krówkę na polu, a tam, gdzie są patyki (a w lesie ich doprawdy nie brakuje) trzeba koniecznie je pozbierać. Wszystkie. Najlepiej naraz. Widokiem zupełnie zwyczajnym stała się Emi z minimum jednym patykiem w mordce. Ale lepiej z dwoma. A jak się zmieszczą trzy to już w ogóle psi raj. Aha, a tam, gdzie się da (czyli wszędzie) dobrze jest się jeszcze porządnie wytarzać. Jak to mało trzeba aby pies był szczęśliwy…
Ostatnio zaliczyła nawet pierwsze polowanie. No, coś na kształt polowania. Zwierzaki przyuważyły w lesie jelenia i ruszyły. Emi też. Tyle, że też jako pierwsza wróciła. Może się zorientowała, że ludzie za nią nie biegną, więc średnia ta zabawa – lepiej jednak z człowiekiem. To chyba nie jej żywioł, widać nie jest to jednak pies myśliwski. 😉
Ze swoją nową sforą Emi dogaduje się doskonale. Jest co prawda zupełnie uległa (może tak ją uczona), nie walczy o swoje, odda wszystko co się jej próbuje zabrać, ale mimo wszystko nikt jej na głowę z tego powodu nie wchodzi i w domu panuje harmonia. Emi nie jest typem specjalnie zabawowym, w towarzystwie trzyma się nieco na uboczu, ale z drugiej strony jej współlokatorki też niespecjalnie lubią szaleć, więc dopasowały się jak ulał.
Moje dziewczyny przywłaszczyły sobie łóżko sypialniane. Czego się jednak nie robi dla śpiących zwierzaków. Znacie to na pewno. Jak zbliża się moja pora spania, to chodzą za mną krok w krok i czasami coś tam bulgoczą, świrują abym się w końcu położyła bo one też chcą – no normalnie żyć mi nie dają. Jednak trzeba się spieszyć, by zająć dobrą miejscówkę. Kto pierwszy ten lepszy. Różne są opinie na temat spania ze zwierzętami. Jedni się do tego przyznają, inni nie. Każdą z nich szanuję. U nas jest tak: jak chcą to śpią, jak nie to nie. Nie potrafię być asertywna w tym temacie. W sumie, to nawet nie chcę. Oczywiście wszystko dzieje się w granicach rozsądku. Emi śpi ze mną na łyżeczkę, Majka pod kołdrą, Mąż musi spać „na naleśnika”, a często gęsto jeszcze w nogach leży Suzi.
Teraz już nie wyobrażam sobie życia bez niej. Jest naszym oczkiem w głowie i jeśli zajdzie
taka potrzeba to uchylę jej nieba, aby była szczęśliwa.
nasz kochany piesek 😉