Bzyczący problem…

dog-as-a-honey-worker

Osa – małe, pasiaste, bzyczące i wredne…

Pszczoła – owad szlachetny, także pasiasty, wkurzony też bywa wredny. Szerszeń – wielkie pasiaste bydlę, głośno bzyczy, lata gdzie chce i żądli w co chce. I wcale nie musi być wkurzony, by użądlić!

Pies – najlepszy przyjaciel człowieka, czworonóg o wielkim sercu, członek rodziny, zaborca kanapy w salonie i schabowego kotleta ze stołu w jadalni.

Co będzie, kiedy nasz pies spotka się z pasiastym owadem? Na ogół będzie większe lub mniejsze nieszczęście… Mniejsze zakończy się piskiem, opuchlizną i bólem (wizyta w klinice weterynaryjnej jak najbardziej wskazana!), większe oznacza wstrząs anafilaktyczny, a nawet śmierć zwierzęcia (wizyta w klinice weterynaryjnej bezwzględnie konieczna!).

Lato to czas, kiedy nasz pupil więcej czasu spędza na dworze, bryka po trawie, hasa po lesie i w ogóle zazwyczaj rozrabia jak pijany zając w kapuście (no, chyba, że na dworze jest 35 stopni na plusie – wtedy raczej leży i sapie, co wcale nie oznacza braku bzyczącego zagrożenia). Teoretycznie każda osa, pszczoła, czy szerszeń jest nastawiony pokojowo – pierwszy nie zaczepia. Teoria jednak swoje, a życie swoje – praktyka wieloletniego właściciela szalonych i zwariowanych (w jak najlepszym sensie!) labradorów i innych labopodobnych pokazuje, że niekiedy nawet życzliwe pomajtanie psim ogonem może skłonić pasiastego natręta do ataku. Niezmiernie narażone są także młode psiaki – dla których wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka stanowi doskonałą zabawkę i okazję do polowania.

Miejsca użądleń to najczęściej okolice mordysi i łap, czyli tych elementów psa, które biorą najbardziej intensywny udział w pogoni za owadem. Pierwszym sygnałem katastrofy jest zazwyczaj bolesny pisk czworonoga i paniczne, zawzięte wylizywanie i wygryzanie obolałego miejsca. Jeżeli pasiaste bydlę wpadnie zwierzęciu do pyska i tam je użądli, pies zazwyczaj najpierw zapiszczy, a potem zacznie się bardzo intensywnie drapać po kosmato – wąsatej buzi. Następnie pojawi się ślinotok, a nasz zwierz odmówi jedzenia i picia (u labradorów brak apetytu to sygnał, że należy ogłosić czerwony alarm!). Mogą pojawić się też: opuchlizna (niemal zawsze), czerwone pręgi na pysku i łapach (bardzo często) oraz zaczerwienienie miejsca użądlenia (bardzo często).

Jako właściciele mamy moralny obowiązek dokładnie obejrzeć psa i przede wszystkim usunąć żądło. Najlepiej błyskawicznie wyciągnąć je pęsetą (nie palcami!), tak by wyeliminować ucisk i sprawić, by jak najmniej jadu przedostało się do ciała zwierzaka. Następnie należy przyłożyć zwierzęciu chłodny kompres z sody oczyszczonej (w proporcji 1 płaska łyżeczka sody na 1 szklankę wody) oraz podać dużą ilość witaminy C i wapna. I powiem szczerze, że nawet jeśli nie będzie u psa oznak wstrząsu, ja osobiście wsadzę go do samochodu i zawiozę do kliniki weterynaryjnej. Na wszelki wypadek…

Zapytacie co to za dziwny stwór, ten wstrząs? Wstrząs anafilaktyczny to fachowa, medyczna nazwa uczulenia (alergii) na jad osy, pszczoły i/lub szerszenia. Osobie (zwierzę też jest Osobą!) użądlonej przyspiesza tętno, spada ciśnienie krwi. Psu puchnie pysk, powieki, oczy, policzki, zwierzę staje się niespokojne, ma blade dziąsła i zaciśnięte szczęki, szybko słabnie i nie chce się poruszać. Taka sytuacja wymaga natychmiastowej i bezwzględnej pomocy lekarza weterynarii, zwierzęciu należy bowiem jak najszybciej podać dożylnie leki, najczęściej są to sterydy przeciwzapalne. Bez pomocy lekarza pies umrze, bo się po prostu udusi!

Osa, pszczoła i szerszeń to wcale nie jedyne potwory, z którymi nasz czworonóg spotykać się nie powinien. Zdarzają się jadowite pająki, meszki, komary, jak również sycząco – pełzające zagrożenie – żmije. W sytuacji, gdy nasz pies zostanie pokąsany przez żmiję, należy niezwłocznie założyć opaskę uciskową powyżej miejsca ugryzienia, w samym miejscu ukąszenia przyłożyć zimny okład i błyskawicznie dostarczyć psa do najbliższej kliniki (!) weterynaryjnej – zwierzę musi bowiem jak najszybciej otrzymać dożylnie surowicę oraz leki wspomagające. Weterynarz także prawidłowo opatrzy ranę.

Kochani, pamiętajmy o jednym – nasze nerwy i panika nie pomogą zwierzęciu – aby mu pomóc, musimy logicznie myśleć. Kiedy widzimy, że nasz pies ma spuchniętą mordkę, intensywnie się drapie, ślini się obficie i słabnie – szukajmy pomocy, nawet jeżeli nie widzieliśmy co go użarło. Lepiej pojechać do lekarza niepotrzebnie, niż pozwolić zwierzakowi dusić się w męczarniach!

A wszystkim labradorom i innym czworonożnym zapowiadam – w wodzie się chlapcie, a nie na owady polujcie! Co w paski, zygzaki i krzyżyki to dla was wróg, ale nietykalny! Pozdrawiam wszystkie psy i ich psiarzy.

oprac. Ewa Frankiewicz

bee

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *