Wyadoptowana. Dziś nic jej już nie boli, ale ceną za to jest życie w ciemności…
Znaczna większość labków, która trafia pod nasze skrzydła, boryka się z problemami zdrowotnymi. Czasem są to „pamiątki“ po przebytych wypadkach i urazach, niejednokrotnie nigdy nieleczonych. Często są to choroby stanowiące pokłosie niewłaściwej opieki jak np. znaczna nadwaga czy alergie skórne spowodowane fatalną dietą. Nierzadko jednak zdarza się, że znajdujemy psiaki w tragicznym stanie, którego można byłoby uniknąć, gdyby „opiekun“ zareagował od razu w momencie, gdy u psiaka wystąpił jakiś problem zdrowotny. Zamiast tego schorzenie jest bagatelizowane a cierpienie zwierzęcia pozostaje niezauważone, aż dochodzi do momentu, gdy przez swoją niepełnosprawność przestaje być już zwyczajnie potrzebne i staje się problemem, którego trzeba się pozbyć. Tak najprawdopodobniej było z naszą nową podopieczną Sonią…
Sonię znaleziono tułającą się po okolicy, pokiereszowaną psychicznie, wygłodniałą i przerażoną. Od razu w oczy rzucił się problem z jej – nomen omen – oczami. Oczami, które były chore. Bardzo. Do tego stopnia, że o ile wstępna diagnoza nie była jednoznaczna (bo był cień szansy, że psina będzie widzieć), o tyle wyniki kompleksowych badań nas poraziły. Nie dość, że wzroku Soni nie dało się już uratować, to wręcz wskazane było usunięcie obu gałek ocznych. Sprawiały one Soni przeogromny ból, dlatego ostatecznie po konsultacjach w klinice zdecydowaliśmy się poddać sunię operacji. Dziś od zabiegu minął już ponad tydzień, rany powolutku się goją. Ból pooperacyjny z dnia na dzień jest coraz mniejszy, a sunia stopniowo dochodzi do siebie pod troskliwym okiem cudownej, pełnej empatii i kochającej zwierzęta pani Basi.
Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że poprzedni „opiekun“ Soni pozbył się jej w momencie, gdy dotarło do niego, że psiak jest chory i że trzeba będzie poświęcić i czas i pieniądze i energię na jego leczenie. Ile dni błąkała się w poszukiwaniu ratunku, tego nie wiadomo. Wyobraźmy sobie dodatkowo przerażenie domowego psa, który z dnia na dzień traci dach nad głową i poczucie bezpieczeństwa, bo tuła się po nieznanym otoczeniu, nie widząc co dzieje się dookoła… Serce pęka. A być może gdyby szybko zareagowano, to Sonia dziś mogłaby patrzeć na świat. Dziś nic jej już nie boli, ale ceną za to jest życie w ciemności. Jest to przeraźliwie smutne, ale nic nie dało się zrobić…
Nie będziemy ukrywać, że diagnoza, komplet badań przed operacją, zabieg i leczenie pooperacyjne pociągnęły za sobą ogromne rachunki. Dlatego zdecydowaliśmy się uruchomić zbiórkę na pokrycie kosztów leczenia dzielnej Soni i będziemy wdzięczni za każdą formę wsparcia, jaką możecie nam udzielić, ważne są dla nas nie tylko datki, ale również udostępnienia linku do zbiórki, bo może taka informacja trafi do kogoś, kto będzie chciał również pomóc.
Z czasem zaczniemy szukać dla Soni Domu, ale to jeszcze chwilka. Na razie musi wydobrzeć i fizycznie i psychicznie bo w ostatnim czasie przeszła bardzo dużo. Na pewno będziemy Was informować na bieżąco!
Oprac. Patrycja Wasilewska
Leczenie jest bardzo kosztowne, stąd zorganizowaliśmy zbiórkę dla tej kochanej labradorki:
Można pomóc Soni wpłacając pieniądze bezpośrednio na nasze konto:
PKO BP 39 1440 1185 0000 0000 1729 5136
z dopiskiem: Sonia
Nie wydajemy psów do budy lub do kojca.
Zdrowia Sonia ?
??????????serce mi pękło ???????
Bidulinka kochana,teraz już będzie tylko lepiej❤❤❤.Soniu,życzę wspaniałego domku.
Serce ściska jak widzi się do jakiego stanu właściciel może doprowadzić swojego przyjaciela, ale z drugiej strony serce rośnie jak czytam że Sonia została wyadoptowana. Powodzenia Rodzinko.