Labrador Retriever to cudowny pies rodzinny. Jego obecność w domu ogrzewa atmosferę. Miły ludzkiemu oku jest widok, kiedy po obiedzie zasiadamy z kawą w fotelu, a nasz labiszon zajmuje poczesne miejsce na kanapie, z łebkiem na poduszce, a bywa, że z tyłeczkiem pod kocykiem. Jego majestatyczne chrapanie ma dla właściciela – towarzysza psa właściwości kojące i budzące wokół serca miłe ciepło. A chwile, kiedy jesteśmy w domu jedynie w towarzystwie naszego pupila zdają się być magicznym czasem, kiedy możemy powierzyć jego kudłatemu uchu największe tajemnice i troski, których nie zrozumiałby żaden „dwunożny”. Dom, w którym mieszka labrador jest naszym azylem, w którym możemy przebrać się w najstarszy dres i całkowicie rozwleczoną bluzę, a i tak ciepło psiego futra przytulonego do naszych nóg da nam do zrozumienia „Dla mnie i tak jesteś najwspanialszy!”. W domu, w którym mieszka z nami czworonożny Azor, Reks, czy bardziej arystokratyczny Sezam, Jowisz, tudzież Madera lub Czedar, panuje pełna akceptacja ludzkich dziwactw, absolutna tolerancja dwunożnych odchyleń od normy, zaś jedynym ludzko – psim nieporozumieniem pozostaje kwestia spieszenia się zegarka w psim żołądku o co najmniej pół godziny.
Wędrówka przez życie w towarzystwie labradora to egzystencja we wszystkich kolorach tęczy. Nasz labek pomaga nam przetrwać w stresogennej rzeczywistości, a sam jest szczęśliwy, że ma nas. Człowiek i pies potrafią się do siebie perfekcyjnie przystosować, a życie pod wspólnym dachem jest jednym z najpiękniejszych wspomnień nawet po wielu latach.
Adopcja labradora
Perfidne i pokręcone ścieżki życia oraz kompletna nieznajomość specyfiki rasy coraz częściej niestety stają się przyczyną niezmiernie bolesnych losów labradorów. Nasila się przykre niezmiernie zjawisko, kiedy te piękne i cudowne psy, zamiast wygodnej kanapy i pełnej miski, w zwyrodniałym podziękowaniu za swoją psią miłość i wierność, otrzymują z ludzkich rąk zimny schroniskowy kojec, ciężki łańcuch i obrzydliwą, cuchnącą breję zamiast jedzenia.
Jeżeli okazuje się po kilku tygodniach, miesiącach lub latach, że nasz labrador nie spełnił pokładanych w nim nadziei, bądź oczekiwań, wówczas pojawia się opcja „oddania psa w dobre ręce”, czyli tak zwanego „wyadoptowania”.
Właściwie pierwszą naszą myślą powinno być pytanie, czy my sami spełniliśmy oczekiwania i nadzieje naszego psa? Czy kochamy go tak, jak na to zasługuje, czy jest pełnoprawnym członkiem naszej rodziny, czy poświęcamy mu wystarczającą ilość czasu? Pytań jest mnóstwo, odpowiedzi na nie jeszcze więcej. I w zależności od tych ostatnich zapada decyzja, że pies zostaje z nami lub nie.
W najlepszych rodzinach i wśród największych miłośników labradorów zdarzają się oczywiście sytuacje losowe, które nie pozwalają nam na zatrzymanie ukochanego pupila – wyjazd za granicę, ciężka choroba, śmierć itd. Człowiek, dla którego pies jest cennym członkiem rodziny, w takich dramatycznych okolicznościach będzie starał się zrobić wszystko, aby swojemu psu znaleźć naprawdę dobry, kochający dom, mając jednocześnie pełną świadomość, iż dla psa zmiana domu i rodziny będzie tragedią i bolesnym ciosem. I to nasza – właściciela – rola, aby tą tragedię i cios jak najbardziej złagodzić!
Sytuacji zwyrodniałych, w których zniechęceni do psa barbarzyńcy, powszechnie nazywani ludźmi, wyrzucają zwierzę z samochodu, przywiązują drutem kolczastym do drzewa w lesie, podrzucają pod bramy schroniska dla bezdomnych zwierząt, czy przypinają do budy łańcuchem, by w dalszej kolejności zapomnieć o karmieniu i świeżej wodzie, licząc na to, że „pies sam padnie”, opisywać tu nie będę. Jestem bowiem głęboko przekonana, że osobnik, który porzuca psa w lesie lub na drodze, naszego poradnika nie przeczyta, uznając to za stratę czasu. Ten zaś, komu naprawdę będzie zależało na dobrym nowym domu dla psa, nie porzuci go na przydrożnym parkingu, odjeżdżając z piskiem opon. Jeżeli tak zrobi, nie zasługuje na miano człowieka!
Pozostając w sytuacji nie do pozazdroszczenia, kiedy wskutek wyższej konieczności szukamy dla naszego laba nowej rodziny i domu, powinniśmy zachować daleko idącą czujność. Najlepszym wyjściem jest zwrócenie się o pomoc do stowarzyszeń i fundacji zajmujących się problemem skrzywdzonych przez los, bezpańskich i porzuconych labradorów (www.labradory.org ; e – mail: adopcje@labradory.org). W tych organizacjach pracują bowiem ludzie, dla których nadrzędnym celem jest dobro labradora, którzy znają specyfikę tej cudownej rasy, i którym sumienie i serce podpowiadają w jaki sposób najlepiej można labom pomóc. Wolontariusze fundacji i stowarzyszeń potrafią pojechać na drugi koniec kraju, żeby pomóc krzywdzonym przez los labradorom, poszukują najlepszych dla nich domów tymczasowych i stałych, z dokładnością promieni Roentgena prześwietlają wszystkich, którzy starają się o adopcję labka, a także kontrolują sytuację już po adopcji.
Jeżeli jednak nie mamy ochoty, bądź zaufania do organizacji broniących labowych praw i postanawiamy sami wyadoptować naszego psa, naszym obowiązkiem jest zapoznać się z ZASADAMI ADOPCJI.
Zapytacie dlaczego? Przede wszystkim z powodu pseudohodowców! Jeżeli wrzucimy do sieci ogłoszenie typu: „oddam za darmo, w dobre ręce, młodą suczkę labradora, zdrową, zadbaną, niewysterylizowaną, zachowującą czystość w domu i kochającą dzieci”, to natychmiast otrzymamy kilkadziesiąt telefonów od ludzi, którzy w rozmowie telefonicznej odmalują przed nami idealistyczny obraz mięciutkiej kanapy, ciepłego domu i kochających ludzi, dla których jedynym marzeniem jest posiadanie właśnie młodej suni labradora. Najczęściej są to niestety osoby, które po załatwieniu wszelkich formalności i przejęciu naszego psa w tzw. „dobre ręce”, błyskawicznie umieszczają naszą suczkę w zimnym kojcu, przy najbliższej cieczce dopuszczają do niej samca i zaczynają wyczekiwać na szczeniaki, które sprzedadzą po 2,5 tysiąca złotych za sztukę!!! Od tej pory sunia będzie rodziła szczenięta dwa razy do roku, o szczepieniach i profilaktyce przeciwpchelnej i przeciwkleszczowej może zapomnieć, tabuny robali urządzą sobie w jej wnętrzu wojskowy maraton, a kiedy już przestanie być przydatna, pseudohodowca odda ją do schroniska, porzuci na przydrożnym parkingu lub w najlepszym razie humanitarnie uśpi (sporadyczne wypadki!). Czy naprawdę chcemy dla naszego ukochanego laba takiego losu?!!!
Druga kwestia to problem budy, łańcucha i przysłowiowego pilnowania domu. Labrador nie jest psem obronnym, ani stróżującym!!! Nie można go trzymać w budzie i na łańcuchu, bowiem nie jest w stanie upilnować domu (brak agresji), nie jest przystosowany fizycznie i psychicznie do całorocznego przebywania na dworze (przeziębienia, problemy ze stawami, zdziczenie), a ponadto cierpi, jeśli jest pozbawiony ludzkiej sympatii i domowego ciepła. Dlatego jeśli zgłasza się do nas osoba chętna do adopcji naszego labradora, naszym obowiązkiem jest tą osobę sprawdzić! Co to oznacza?
Po pierwsze, nigdy nie podejmujemy decyzji o oddaniu psa jedynie na podstawie rozmowy telefonicznej! Głos naszego rozmówcy nie wystarczy bowiem, aby nas przekonać, że to on jest tą właściwą osobą, głos można modulować w zależności od potrzeby i tym właśnie głosem powiedzieć wszystko, co druga osoba chce usłyszeć!
Po drugie, nie wolno nam zgodzić się na to, by osoba chętna na adopcję naszego psa przyjechała po niego do naszego domu! To my, wraz z naszym pupilem, musimy pojechać do niej, zobaczyć gdzie mieszka, jakie ma warunki w domu, zaobserwować, czy wszyscy członkowie rodziny w tym samym stopniu są zainteresowani naszym psem. Powinniśmy zwrócić uwagę także na to, czy na podwórku nie widać jakiejkolwiek psiej budy, bądź psa na łańcuchu. Jeżeli kandydat na nowego właściciela ma już swojego psa, zajrzyjmy do jego misek, zwróćmy uwagę ich czystość, na świeżość wody i jedzenia, jak również na reakcję psa w stosunku do naszego labka. Jeśli cokolwiek wzbudza nasze wątpliwości, nie oddawajmy tam psa!!! To zazwyczaj oznacza, że nie wszystko jest w porządku!!!
W rozmowie z osobą zainteresowaną zaopiekowaniem się naszym labradorem, zadajmy jej podstawowe pytania:
- Po co jej ten pies? Dlaczego i czy na pewno chce ona psa? I dlaczego wybrała właśnie nasze ogłoszenie? Warto też wybadać kwestię stosunku kandydata na opiekuna do problematyki sterylizacji/kastracji jako jedynej skutecznej metody zapobiegania niechcianemu rozmnażaniu.
- Czy będzie ona mieć czas dla naszego psa? Labrador nie jest psem, który będzie grzecznie spędzał sam długie, ponure godziny, zamknięty w ciasnym mieszkaniu. Z nudów znajdzie sobie zajęcie w postaci zakąszenia parą eleganckich butów, splądrowania naszej lodówki, czy wygryzienia dziury w puchowej kołdrze, w poszukiwaniu zapachu Pana.
- Czy zajmując się naszym psem będzie w stanie zmienić swoje nawyki, przyzwyczajenia i pokonać zwykłe ludzkie słabostki? Labradory to duże psy, które linieją, ślinią się w nadmiarze zwłaszcza na widok żarcia, zdarza się, że zapach z ich pyska przypomina wyziewy wulkaniczne, zaś ogródek botaniczny, wnoszony do domu na psich łapach i futrze po każdym spacerze zaburza niekiedy ludzkie poczucie estetyki.
- Czy codzienne obowiązki pozwolą jej zajmować się naszym psem, szkolić go i spacerować z nim tak w deszczu i błocie, jak w prażącym upale, czy też wściekłym wietrze i mrozie? I tak przez najbliższe 10, czy 15 lat? Czy kwestia odmrażania sobie pewnych części ciała (mniej więcej trzy palce poniżej pleców) przy dwudziestostopniowym mrozie, kiedy nasz pies radośnie ryje w śniegu tunele i ani myśli wracać do ciepłego domu, nie stanie się zbyt poważnym problemem? Czy radosne chlupanie deszczówki i błota w naszych adidasach po dwugodzinnym marszobiegu z i za labradorem nie stanie się zarzewiem konfliktu w stadzie? Czy dyszenie z gorąca i marzenie o chłodnej kąpieli nie zostanie bezpowrotnie zniweczone przez labradora, który bez względu na nasze samopoczucie będzie dopraszał się o obowiązkowy codzienny spacer?
- Czy stan zdrowia osoby zainteresowanej i jej rodziny pozwala na zajęcie się naszym psem, a kwestie finansowe nie sprawią, że nasz labrador będzie głodował i jadł spleśniałe resztki? Ponadto problematyka pcheł, kleszczy i robaków oraz obowiązkowych szczepień i ewentualnego leczenia, która również kosztuje – czy potencjalnego opiekuna stać na to, by profesjonalnie zadbać o naszego psa?
- Kto będzie zajmował się psem w razie wyjazdu opiekuna? Wprawdzie labrador jest psem bardzo towarzyskim i zazwyczaj kocha wszystkich ludzi, a zwłaszcza tych, którzy wrzucą mu do paszczy coś smacznego, nie znaczy to jednak, że nie będzie cierpiał i tęsknił, pozostawiony u obcych ludzi lub w hoteliku.
- Czy jej warunki mieszkaniowe pozwalają na adopcję właśnie labradora? Blisko 40 – kilogramowy psiuńcio nie będzie się bowiem czuł rewelacyjnie w kawalerce, w której zmieści się jedynie po przekątnej (nawet pomimo bliskości Pana).
- Czy szczekający, skaczący, mający swoje poglądy na zjadanie śmietnikowych resztek i ciągnięcia na smyczy labrador nie będzie dla niej kulą u nogi? Labradory nie są bowiem intelektualnie zaprogramowane na mądrość, spokój, niechęć do zżerania wszystkiego i niechęć do skakania na ludzi – te psy potrzebują kochającego, lecz energicznego i konsekwentnego prowadzenia – szkolenia i wytrwałości właściciela.
Znalazłszy się w domu kandydata na opiekuna naszego laba, zwróćmy uwagę na obecność dzieci, tych malutkich, i tych nieco większych. Dla maleńkiego dziecka duży labrador może stanowić zagrożenie, swoją radością i energetycznością bowiem ten pies przekracza prędkość światła, w ferworze zabawy, pogoni za piłeczką lub własnym ogonem może całkowicie niechcący przewrócić maluszka, nadepnąć, czy też położyć się na nim i po prostu zrobić krzywdę.
Dzieci starsze powinny również być nauczone właściwego stosunku do psów, zarówno domowych, jak i obcych. Wiemy doskonale, że coraz częściej media donoszą o grozę budzących przypadkach ciężkich pogryzień dzieci przez psy, również w niejednym szpitalu dziecięcym i na niejednym oddziale chirurgii można spotkać rodziców rozpaczających nad pogryzionym dzieckiem. Podkreślenia wymaga fakt, że nie zawsze pogryzienia dokonuje obcy pies, sprowokowany niewłaściwym zachowaniem dziecka. Także nasze własne zwierzę, o najbardziej łagodnym charakterze, może zostać wyprowadzone z równowagi i po prostu ugryźć. Dlatego tak istotne jest wpajanie dziecku odpowiednich zachowań w stosunku do psa oraz stałe czuwanie nad dzieckiem i zwierzęciem. Jednakże przy zachowaniu uwagi i rozsądku, przy wyzbyciu się przekonania, iż niektóre psy są „psami do dzieci”, do których miłość wysysają z mlekiem matki (nic bardziej błędnego!), dziecko szybko nauczy się postępowania ze zwierzęciem, empatii, wyrażania uczuć i szacunku dla czworonoga.
Jeśli dzieci kandydata na nowego właściciela naszego labradora nie potrafią zachować się prawidłowo w stosunku do naszego psa (jak również do psich domowników), dla nas oznacza to czerwone światło – w tym domu naszemu psu wcale może nie być dobrze! Nie możemy bowiem pozwolić dziecku na wydłubywanie psu oczu, obrywanie uszu i ogona oraz siadanie na nim – to rodzice i opiekunowie psa mają obowiązek wpoić zarówno dzieciom, jak i psu właściwe zasady wzajemnych interakcji. Również wspólny spacer z dzieckiem i labradorem stanowić może wyzwanie organizacyjne, logistyczne, a przede wszystkim wychowawcze – wózek z dzieckiem, 40 kilogramów psa oraz siatki z zakupami to może okazać się zbyt wiele, jak na wytrzymałość pojedynczego człowieka.
Właśnie dlatego warto zaprosić kandydata na opiekuna naszego labradora na wspólny spacer z naszym psem – wtedy możemy zaobserwować pewne reakcje i zachowania, które w normalnych sytuacjach wcale się nie pojawią.
Wizytę w domu potencjalnego opiekuna naszego pupila potraktujmy jak wizytę przedadopcyjną – nie ustawiajmy się na stanowisku CBA, lecz z drugiej strony zwracajmy uwagę na drobne nawet szczegóły, które mogą nam powiedzieć bardzo wiele na temat domu, w jakim może znaleźć się nasz labek.
Na koniec warto pamiętać, że przekazanie psa do nowej rodziny warto podkreślić pisemną umową, w której zawierać się będzie klauzula dotycząca przekazania psa do organizacji zajmującej się dobrem labradorów (warto wymienić, do której konkretnie), jeżeli sytuacja losowa zmusi nowego opiekuna do „pozbycia się” psa oraz punkt dotyczący ewentualnej kastracji/sterylizacji pieska, tak, aby nikt nie mógł z niego uczynić narzędzia płodności i zarobku.
I rzecz ostatnia – nie mieszajmy psu w głowie i w sercu, nalegając na wizyty w Jego nowym domu. Nasz labrador i tak przeżyje traumę, ból, a także gorycz odrzucenia, pozwólmy Mu więc w spokoju przejść przez proces adaptacji w nowym miejscu oraz zaakceptować i pokochać Nową Rodzinę. Ograniczmy się jedynie do ewentualnych zdjęć przesyłanych mailem – dla nas będą one miłym wspomnieniem, psu zaś nie będziemy w ten sposób rozdzierać serca!
Zakończenie
Nie ulega wątpliwości, iż psa można i należy traktować jako element systemu opieki i wychowania w rodzinie. Dawny świat, w którym psy mieszkały na dworze, w budzie, w najdalszym końcu podwórka, odchodzi powoli (aczkolwiek wciąż zbyt powoli) w przeszłość. Współczesne określenie „psiej budy” kojarzy się z domem, w którym istnieje kilka pokoi, co najmniej jedna łazienka, a nawet ewentualnie salon, solidarnie podzielony pomiędzy wszystkich dwu – i czworonożnych członków rodziny. W sypialni wraz z nami rozpanoszyły się bardziej lub mniej kudłate psie mordki, wszelkiej maści i rozmiaru, z którymi „rozmowa” dzisiaj stanowi zaletę i wcale nie świadczy o zaburzeniach umysłowych człowieka.
Życie, w którym zabraknie psa jest puste. Kiedy nikt nie wita nas w drzwiach, tańcząc czworonogie obłędne tango, nikt nie popiskuje i nie patrzy na nas smutno, kiedy wychodzimy do pracy, i nikt nie patrzy prosząco w stronę naszego talerza z kolacją, czujemy smutek i żal. Te bowiem tygodnie, miesiące i lata, które z naszą rodziną, w naszym domu spędził pies, są jednym z najpiękniejszych wspomnień. I właśnie dla owych wspomnień warto nie tylko uczynić z psa pełnoprawnego członka rodziny, ale przede wszystkim zawalczyć o Niego i o to, aby w naszym domu pozostał już na zawsze!
opracowanie i zdjęcia: E. Frankiewicz
Piękne i prawdziwe.Ja mam dwa labki i kocham je jak swoje dzieci i nie wyobrażam sobie żadnego dnia bez nich.One chrapią brudza gryzą itd. Ale są i będą do ostatnich ich dni chociaż nie wyobrażam sobie tego ale narazie są zdrowe kochane i bardzo je kocham.