OZI – SZCZĘŚCIARZ OCALONY SPOD LODU

Małgosia, Ozi, Lejdi

Ranek. Mróz – 16 stopni. Most, a pod nim rzeka skuta lodem. I przeraźliwy, rozpaczliwy skowyt…

Wydawało się, że będzie to zwykły dzień. Pani Małgosia wybrała się na spacer ze swoją sunią, malamutką o wdzięcznym imieniu Lejdi. Obydwie doskonale czują się w swoim towarzystwie i poranne spacery celebrują dosyć długo.

Tego poranka obie Panie wracały już powoli ze swej porannej trasy. Statecznym krokiem wędrowały zgodnie w stronę domu, gdzie czekała już micha ze śniadankiem oraz gorąca kawa. Nagle Lejdi postawiła uszy, przez chwilę czujnie nasłuchiwała, po czym gwałtowanie zaczęła ciągnąć Panią Małgosię w stronę pobliskiej rzeki. Nie reagowała na żadne komendy, prośby, groźby i błagania – ciągnęła smycz ile siły, z uczepioną jej końca Właścicielką. Pani Małgosia nie mogła pojąć co za dzikus wstąpił w Jej, do tej pory, doskonale wychowanego psa, ale wleczona za Lejdi na smyczy, nie miała właściwie żadnej innej opcji – pies się uparł i koniec! Po chwili sunia przyspieszyła kroku, niemal biegła, a promieniowało z Niej jakieś takie ogromne napięcie, zdenerwowanie, którego nie potrafiła ukryć.

Widać już było rzekę. Rwący nurt przemykał pod lodową skorupą, gdzieniegdzie tylko wystawiając pojedynczą falę między śniegiem i lodem. Huk wody mieszał się z łoskotem lodowej kry, brzmiąc w ciszy poranka niczym armatnia kanonada. Lejdi gnała coraz szybciej, i szybciej, coraz bardziej zmęczona, ale uparcie do przodu.

Nagle, wśród łomotu rzeki, spod mostu, wydobył się przeraźliwy krzyk! Krzyk tonącego, który ostatkiem sił zawalczył o życie!

Niewiele myśląc Pani Małgosia zbiegła pod most i tam spojrzały na Nią udręczone, okrutnie cierpiące, brązowe ślepia biszkoptowego labradora. Pies walczył z rwącą wodą, która co chwilę wpychała Jego łeb pod lód. Nie miał już siły wołać o pomoc, na widok Pani Małgosi jeszcze tylko popiskiwał cichutko, ale widać było, że już długo nie wytrzyma tej nierównej walki.

Pani Małgosia natychmiast chwyciła za telefon, dzwoniąc do Męża, by natychmiast przyszedł pod most i wziął ze sobą ciepłe koce. Nie bawiąc się w szczegółowe tłumaczenia, będąc pewna, że na Męża może niezawodnie liczyć, rzuciła słuchawkę i zbiegła do rzeki. Powolutku, krok za krokiem zbliżała się do umęczonego walką z rozszalałym żywiołem psa. Każdy kolejny ruch groził załamaniem się lodu, ale Pani Małgosia nie poddawała się – ostrożnie stawiając stopy podchodziła do zwierzęcia. Lód trzeszczał groźnie, woda tłukła się pod nim, a pies był coraz słabszy…

Wreszcie udało się Jej podejść do labradora. Był tak zmordowany, że nie miał siły ruszać łapami, musiała więc ciągnąć Go za skórę na karku. Psina był przeraźliwie namoknięty lodowatą wodą, ale poczuwszy ratujące, ciepłe dłonie Pani Małgosi, ostatkiem sił dźwignął się na tyle, aby mogła Go wydostać.

W międzyczasie nadbiegł Małżonek Pani Małgosi z ciepłym kocem. Pomógł Żonie dotaszczyć na brzeg biednego, przemarzniętego psinę, osobiście owinął Go pledem, wziął na ręce i biegiem zaniósł do domu. Tam, w towarzystwie Lejdi, która własnym ciałem próbowała ogrzewać dygoczącego biszkopcika, wytarli psiaka do sucha, wysuszyli mu futerko i nakarmili. Nadali Mu imię Ozi.

Wezwany weterynarz ocenił Ozika na około 2 lata. Na szczęście psiuńcio nie ucierpiał wskutek kąpieli w mroźnej rzece. Po kilku dniach okazało się, że Ozik bardzo lubi dzieci, natomiast nie przepada za małymi psami. Widać wyraźnie, że jest psiakiem absolutnie domowym – zna komendy, zachowuje czystość, a na spacerach nie odbiega nigdzie daleko. Szybko odkrył, iż ludzka kanapa jest znacznie wygodniejsza od psiego legowiska, a energii ma tyle, że mógłby zasilić reaktor atomowy.

Po Oziego nikt się nie zgłosił, nikt nie krzyczał, że zginęło mu biszkoptowe cudo. Tym niemniej, ten labrador ma szczęście – szczęście, że Lejdi ma dobry słuch, szczęście, że Pani Małgosia ma odwagę, szczęście, że One Dwie tworzą tak wspaniałą drużynę – bez nich… no cóż… Ozi nie miałby szans. Pani Małgosiu, Lejdi – jesteście Wspaniałe!

Naturalną zdaje się decyzja całej rodziny o pozostawieniu labradora u siebie na stałe.
autor: E. Frankiewicz

OziOzi Ozi OziOzi

 

14 thoughts on “OZI – SZCZĘŚCIARZ OCALONY SPOD LODU”

  1. Cudowna Kobieta I Bardzo Słodziutka Lejdi Życzę Wam dużo Zdrowia I Chwała wam Za To Że Uratowałyście Tak Słodziutkiego uroczego Oziego Niech Zdrowo Się Chowają te Pani dwa Szczęścia Pozdrawiam Serdecznie

  2. Pani Małgorzato , wielki szacunek za odwagę i zarówno dla Pani jak i Lejdi.
    Serdeczne pozdrowienia dal Oziego od Ozziego również biszkoptowego labradora członka naszej psio ludzkiej rodziny.

  3. Pochylam glowe dla Pani Małgosi i Lejdi za wspaniałą postawę. Aby wiecej było takich ludzi o tak nieskonczonej odwadze i milosci. Mimo bezpośredniego zagrożenia wlasnego życia uratowały jedno (aż jedno) stworzenie. Wielki szcun.

  4. Jako że właściciele psa nie odnaleźli się pomimo szeroko zakrojonej akcji poszukiwawczej, piesek zostaje u nas na zawsze.
    W dniu dzisiejszym został wysterylizowany i zaczipowany.
    Zaprzyjaznil się z naszą Leydinką i tworzą świetny zespół
    Dziękujemy za wszystkie mile komentarze.

    1. Gratulujemy nowego wspaniałego członka rodziny 🙂
      Serdecznie pozdrawiamy -rodzina Ozziego 13 letniego biszkopta

Skomentuj paluszek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *