Uratowana z pseudohodowli labradorka Misia więdnie na naszych oczach – odeszła ?

Misia za tęczowym mostem

Za tęczowym mostem ?. Gdy myślisz, że będzie już tylko lepiej i nagle świat wali Ci się na głowę.

Z przykrością przyjęliśmy wiadomość o odejściu Misi.

Dzięki Pani Andrzejowi i jego rodzinie po latach bardzo smutnego życia sunia przeżyła ostatnie miesiące otoczona miłością i wszechstronną opieką.


To uczucie, gdy robisz coś dobrego i wierzysz, że będzie Ci dane cieszyć się tym długo. To uczucie, gdy zaczynasz kogoś kochać i nagle dowiadujesz się, że wkrótce zostaną tylko wspomnienia.

Misia – cudowna, kochana labradorka wyciągnięta z pseudohodowli i adoptowana przez panią Kasię i pana Andrzeja z Poznania, powoli gaśnie. Jeszcze 19 stycznia cieszyliśmy się czytając ich list: …

Ma się dobrze. Śpi, je, spaceruje i mam wrażenie że cieszy się życiem ?
Co prawda mamy kolejny guz… Tym razem na wątrobie… Całkiem spory bo 6,4 na 4,5 cm… Na szczęście biały nie wypełniony krwią. Moja weterynarz twierdzi, że nie ma sensu go ruszać jeżeli dziewczyna normalnie funkcjonuje, ma apetyt i normalnie się wypróżnia. Więc postanowiłem nie grzebać przy tym a dać jej spokój i pozwolić żyć pełnia życia razem z nami ?.

I nagle dziś dostaliśmy taką oto wiadomość: …

Niestety dzisiaj pisze w sprawie Misi trochę ze łzami w oczach z bezsilności. Po chwilach triumfu i poprawy przyszedł mocny spadek jej formy. Rana na łapce nie chce się goić, zanikły mięśnie a guz na wątrobie chyba rośnie w siłę… Dopóki Misia nie okazuje bólu i ma apetyt staram się walczyć z całych sił. Robimy jej rehabilitację, podajemy leki, pionizujemy ja (sama nie jest w stanie chodzić). Wszystko po prostu stało się nagle i powiem szczerze że przestaje sobie z tym radzić. Dziewczyna powinna teraz tym bardziej długo i dobrze żyć a weterynarze zalecają mi żeby ją uśpić… Tak jak pisałem ma apetyt, nie okazuje bólu… Nie wiem co robić… Chyba pierwszy raz w życiu..

Trzymamy mocno kciuki. Życzymy Misi zdrowia, a jej Opiekunom wytrwałości. Ale nawet gdyby Misia miała wkrótce pożegnać się ze swoją Rodziną to wiemy, że spędzone z nią miesiące były najlepszym darem, jaki zesłał jej los.

Poprzedni wpis :
Anioły jednak są na świecie cd. – Misia z pseudohodowli (+film)

Labradorka Misia w potrzebieLabradorka Misia w potrzebieLabradorka Misia w potrzebie Labradorka Misia w potrzebie Labradorka Misia w potrzebie Labradorka Misia w potrzebie Labradorka Misia w potrzebie

10 thoughts on “Uratowana z pseudohodowli labradorka Misia więdnie na naszych oczach – odeszła ?”

  1. Labradory długo nie okazują bolu. My niestety za długo zwlekalismy z taka decyzja odnośnie naszego labka. One cierpia tylko tego nie okazują. To bardzo trudna i bolesna decyzja, ale trzeba ja podjąć by nie przewlekac cierpienia. Niech juz odpocznie.

  2. Bardzo mi przykro 🙁 Najlepiej poradzić się weterynarza, czy pies cierpi i w jakim stopniu, jakie są rokowania, dopóki nie cierpi albo skutecznie da się to uśmierzyć, to chyba bez sensu usypiać, tylko warto jeszcze postarać się jak najlepiej spędzić ten ostatni czas, dać suni wszystko to, czego nie miała zanim do Was trafiła, a za czym tak tęskniła, ten ostatni czas może być naprawdę piękny choć tak trudny, ale Misia przecież o tym nie wie, a miłość jak wiemy góry przenosi, wzmocnicie siebie i ją przed tym ostatecznym pożegnaniem, a może pewnego dnia sama po cichu i w spokoju odejdzie bez konieczności „zabijania”..?

    1. Bardzo mi przykro. Wiem ze wszyscy chcielibysmy zeby nasze psy zyly wiecznie ale tak nie jest…Daliscie Panstwo Misi najpiekniejszy dom na swiecie, dom pelen milosci. Moze Misia chciala ustapic miejsca kolejnemu potrzebujacemu pieskowi. Przytulam Panstwa do serca. Misia napewno czuwa tam z gory. Biegaj szczesliwa kochana juz nie boli…

  3. Jeśli już sama nie chodzi, skróćcie Państwo cierpienie… Rok temu sama podjęłam taką decyzję co do mojego labradora. Uśpijcie ją i jesli możliwe, dajcie dom innemu psu…

  4. Nie nam jest mówic co macie zrobić bo zrobiliście już wiecej niż My. Brawo Wam za to! Za każdy dzień gdy walczycie i kochacie. Bo to jest najważniejsze, najpiękniejsze i majtrudniejsze. Misia nie jest sama i nie będzie umierać sama. Jesteście aniołami.

  5. Wydaje mi się, że nie ma innej możliwości jak podjąć najtrudniejsze decyzje w życiu. :(( serce boli gdy się na nie patrzy. Człowiek zgotowal jej piekło na ziemi!!! Poniesie jakieś konsekwencje? Ludzie to potwory!

  6. Mój labrador przestał chodzić z dnia na dzień. Wyszedł na spacer i już nie mógł wrócić. Wynosiliśmy go we dwójkę na dwór, mało jadł, pojawiła się gorączka. Zapalenie płuc tylko zamaskowało prawdziwy obraz choroby. Ważenie przy obliczaniu dawki antybiotyku pokazało spadek wagi o kilka kilogramów. USG i badania krwi wykazały rozległy nowotwór obejmujący większość brzucha, anemię i krwawienie wewnętrzne. Uśpiliśmy go, bo praktycznie nie było nic do zrobienia. Trwało to tylko 6 dni. Przedtem nic nie wskazywało na tak ciężką chorobę. Pies był pogodny, jadł jak zawsze. Trochę dokuczały mu stawy, więc trzeba było pilnować, żeby nie szalał na spacerach, bo potem z trudem chodził. Miał 12 lat.

  7. Współczuję Wam bardzo, sama musiałam podjąć taką decyzję. Z czasem ból mija, tylko ta rana w sercu pozostaje na długo… Jakąkolwiek decyzję podejmiecie, zawsze będziecie sobie zadawali pytanie czy może można było inaczej.
    Z moim Leosiem przesyłamy Wam wielkie serducho, dużo siły, wytrwałości i wsparcie w tych trudnych chwilach

  8. Proszę jak najszybciej zbadać tarczycę. Nasz Marley tak miał z zapadającymi się mięśniami. Kiedy patrzę na jej mordeczke to było podobnie. Tylko jedna wet się poznała. On nam znikał i tylko to że ratowaliśmy jego łapę i życie u cud chirurga uratowało naszego Marleyka. Teraz bierzemy leki i jest ok

Skomentuj Agnieszka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *