Maksiu za Tęczowym Mostem…?

Maksiu za Tęczowym Mostem

„Piszę w smutnej sprawie, nasz kochany Maksiu…”

Cześć.
Piszę w smutnej sprawie, nasz kochany Maksiu, pobiegł wczoraj (11.09.2022) za Tęczowy Most.
Nie pokonała go chora tarczyca, nie pokonała go cukrzyca, radził sobie prawie bez wzroku ale guz na śledzionie zrobił swoje. Przetrwał zabieg, mimo dużej utraty krwi, wycięcia guza wielkości piłki do gry ręcznej. Dwa dni jako tako, jak to u psa, który nie jest już młody, choruje i na cukrzycę i ma zaburzoną pracę tarczycy. Trzeci dzień daje nam nadzieję, sam wstaje, upomina się o jedzenie, zasypia w swojej ulubionej pozycji na pleckach.

To jednak tylko cisza przed burzą…

Czwartego dnia jego stan zaczął pogarszać się z godziny na godzinę. Słabnie nam w oczach, nie je tylko pije wodę. Rozchwiany poziom cukru we krwi od hipoglikemii na poziomie 34 do hiperglikemii poza skalą glukometru, znaczne osłabienie, zła morfologia (choć po tak poważnej operacji morfologia rzadko bywa ok). Mamy nadzieję, że to tylko chwilowe. Kolejne dwa dni i noce czuwania, kolejne podróże 30 km do lecznicy, stabilizowanie cukru, nawadnianie kroplówkami, łagodzenie pragnienia, próby podania jedzenia, wynoszenie na podwórko bo może tam lepiej się poczuje, może zrobi w końcu siku, może wstanie… i ciągle pod górkę.
Wizyta w niedzielę u doktora… i okazuje się, że nasze starania na nic, w brzuszku płyn, nakłucie ujawnia jakąś mieszaninę wody, krwi o dziwnej barwie, serducho wali jak młot w kuźni, nerki też chyba odmówiły posłuszeństwa, już długo nie sika… Ponoć nowotwory śledziony dają przerzuty do wątroby i właśnie serca, które manifestują swoją obecność w tak podstępny sposób.
Ale jest w nim cały czas to coś, czym nas zauroczył, rozkochał w sobie. Jego pogoda ducha, mimo cierpienia, bólu, słabości, na każdy dźwięk naszego głosu macha ogonkiem i otwiera swoje niedowidzące oczy, w których nie widać tego cierpienia…
Nie mieliśmy wyboru.
Maksiu jest już za Tęczowym Mostem…
Opiekował się nami od 16 lipca 2017, dokładnie przez 5 lat, 1 miesiąc i 26 dni.
Dziękujemy Maksiu
Iwona, Michał i Jan z Kielczy

Poprzednie wpisy:
Labradorek Max napisał dzisiaj do Was sam

Listy od Maxa
Max, labrador do adopcji
Do adopcji labrador Max, który lubi koty

Max, puszysty misio do adopcji cz. II
Puszysty misio do adopcji

Maksiu za Tęczowym Mostem

14 thoughts on “Maksiu za Tęczowym Mostem…?”

  1. Jestemy Im to winni. Dobre Życie, ale też godną Śmierć. Niestety wiem jak to boli, 11 sierpnia br umarl nasz Velvet. Nie był labradorem, był Aniołem, Psim Aniolem.
    Trzymam się kurczowo, jak tonący brzytwy, pokorzepiajacych slow, że One zawsze wracają. W innych futerkach, ale zawsze wracają.
    Trzymajcie się.

  2. Dzielę z Wami smutek ?Rozumiem Was doskonale.22 stycznia b.r. na moich rękach odeszła moja ukochana 13,5- letnia labradorka Luna.Cudowna biszkoptowa dama. Ból rozłąki łagodzi mój laluś , 8 -letni czarny labek Bakster, któremu też długo było smutno bez towarzyszki zabaw. Labradory to wspaniałe psy…żal,że nie żyją dłużej.Pozdrawiam wszystkich miłośników labków i nie tylko?

  3. Współczuje, moja sunia też miała guza na śledzionie,musiałam pozwolić jej odejść bo już za późno było na ratunek.

  4. Wspolczuje. Nowotwór jest podstępny musiałam dzisiaj uspac swoją sunie,trzy dni temu świętowaliśmy 12 lat z nami a dzisiaj jej już nie ma ?

Skomentuj iPAsi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *